BOLEK

BOLEK

Tradycyjnie jak na wędkarza przystało 1 maja postanowiłem uczcić, poświęcając go na szukanie zębatego. Cegielinka nie dość że biedna w szczupaki to jeszcze na dodatek do 15 maja obowiązuje na niej zakaz połowu. Okoliczne jeziora w majówkę są oblegane zwolennikami kaczodziobych więc pozostała przez wielu nielubiana Regalica. Szczupak zdarza się tam sporadycznie, jednak nie próbując nie ma szans nawet na ten rzadki kontakt. Poza tym pływają tam inne ryby, choćby spory okoń czy bolenie, które co ciekawe nie dają się normalnie upolować, choć są częstym przyłowem podczas polowania na szczupaka czy sandacza.

 

 

  

 

 

Pogoda w Szczecinie była można powiedzieć wędkarska, ani za ciepło, ani za wietrznie, w sam raz na spacer ze spinningiem. Dwa pudełka wobków, blaszek i gumek, lekki spinning i właściwie nic by nie stało na przeszkodzie żeby odbyć wędrówkę brzegiem szybko płynącej o tej porze Regalicy. No właśnie nic nie powinno popsuć wędrówki, a jednak bardzo szybko okazało się że białe adidasy nie koniecznie pasują do takiego spaceru. Woda jeszcze nie do końca spłynęła z łąk i dojście do zaplanowanej, dość łownej zatoczki stało się niemożliwe. W bagażniku znalazłem trzy ocieplacze z minionego sezonu, jednak krasnoludki nie zapakowały mi butów.



Wgramoliłem się na wystający z wody dość spory kamlot, starałem się nie przebierać nogami i nie wykonywać zbyt gwałtownych ruchów, kąpiel o tej porze roku jakoś mi nie leżała. Mogłem normalnie rzucać, choć z góry wiedziałem że pozycja jaką obrałem bardzo szybko da mi w kość i moje wędkowanie będzie miało szybki finał. Wytrzymałem stojąc jak świeca półtorej godziny. Zmieniając co jakiś czas przynęty, angażując w tą czynność nawet zęby, ponieważ o położeniu gdziekolwiek pudełka z zabawkami nie było mowy. Pewnie na pocieszenie jakiś 20 cm desperat, okoń wyskoczył w powietrze za woblerkiem i właściwie zahaczył się już nad lustrem wody. To cały mój dorobek z pierwszo-majowej wyprawy, nie licząc rozczarowania i ogólnego zdrętwienia.

 

 

  

 

 

Drugi dzień maja zaplanował mi nasz kolega Marek "Marfish" Zaprosił mnie na wypasione szczupaki z jeziora Dąbie i muszę szczerze powiedzieć że ten wypad będę pamiętał bardzo długo, lecz nie ze względu na olbrzymy które tam pływają. Wybraliśmy się na rowerkach, żeby było bardziej sportowo i wszystko byłoby o.k. gdyby nie to że trafiliśmy na pustynną drogę, po której nie tylko jazda była nie możliwa, samo chodzenie miało charakter wędrówki przez Saharę. Kontaktu z rybą zero, natomiast po powrocie do domu miałem problem z dotarciem na pierwsze piętro. Pomyśleć że to wszystko dla zębatego, który ani myślał się z nami pobawić.

Dzisiaj 4 maja gumowe buty założyłem już przed wyjściem żeby nie zapomnieć i dobrze bo okazało się że była cofka i łąka nie była już mokra, była po prostu zalana 15 cm warstwą wody. To nic pomyślałem, trudniej i wolniej się chodzi ale powoli doczołgałem się do swojej zatoczki. Teraz tylko trzeba było dogadać się z zębatym i po sprawie. Pierwsze dwie godziny strzeliły jak z bicza i mimo przetestowaniu całej kolekcji przynęt, żaden, nawet najmniejszy szczupak nie podjął wyzwania. Nawet marny okoń nie pokazał swojej mordki i jak tu można się bawić solo jak nikt nie chce współpracować.

 

 

 

Trzy i pół godziny czesania wody zniechęciło mnie już zupełnie i postanowiłem dać za wygrane. Przecież maj ma 31 dni i z pewnością jeszcze jakąś odważniejszą rybeczkę przyhaczę. Powolutku z podkulonym ogonem wycofywałem się z zajętej pozycji, a że złożenie sprzętu w wodzie było raczej nie wykonalne to człapałem się z uzbrojonym spinningiem i plecakiem pełnym zabawek. Doczłapałem się do wiaduktu kolejowego na szosie Poznańskiej i właściwie miałem składać manekle, ale postanowiłem popróbować szczęścia pod wiaduktem. Są tam różne zawirowania więc może i jakaś głodna bestia się ze mną pobawi. Założyłem tym razem żółto-zielone kopytko i sio do wody. Po bodajże piątym rzucie lekkie przytrzymanie i o kurcze coś postanowiło zeźreć moją gumkę. Hol był króciutki i wyglądał tak jakbym miał do czynienia z większą płotką, jednak okazało się po chwili że ta mało agresywna rybka to niedorośnięty maluch o imieniu bolek.

 

 

 

 

Cóż może nie kolos, jednak to nie ważne. Nie licząc przypadkowych okoni to mój pierwszy w tym sezonie rozbójnik, zahaczył się fajnie i po zwróceniu go wodzie spokojnie może udać się na kolejne polowanie i mam nadzieje że tym razem trafi na żywe co nie co. Poza tym potwierdziła się prześladująca mnie od dawna zasada. Ryby najchętniej współpracują ze mną jak się zwijam do domu, nawet od jakiegoś czasu zastanawiam się czy one próbują mnie pocieszyć na pożegnanie???

 

 

  

 

 

                             jurcys

 

 








 

Wyszukiwanie

Kontakty

Jurek Borus

           

nazwa która pojawi się w chmurce po najechaniu myszką
www.wedkarstwotv.pl
tekst alternatywny


       

nazwa która pojawi się w chmurce po najechaniu myszką
nazwa która pojawi się w chmurce po najechaniu myszką
nazwa która pojawi się w chmurce po najechaniu myszką