POSZUKAĆ OKONIA

POSZUKAĆ OKONIA

 

 


Łowiska szczecińskie są przepiękne w swej różnorodności, jednak dla spinningisty okres po zimie do 30 kwietnia to czysta udręka. Rozumie że są okresy tarła i wówczas ochrona jest konieczna żeby nasza populacja ryb się rozrastała. Jednak to co się dzieje w moim rejonie to czasami zakrawa na kpinę. 


Zacznę może od początku.


Spinningista choćby ten najuczciwszy, a do takich się nieskromnie zaliczam płaci za cały rok wędkowania, ale...wolno nam spinningować tylko do końca listopada. W grudniu obowiązuje już całkowity zakaz. Nie jest on związany z ochroną gatunków, lecz jak podaje zarząd wymyślony z za biurka jako sposób walki z kłusownictwem. Mogę to sobie wytłumaczyć tylko w jeden sposób. Myślę że chodzi o oszczędność i wygodę. Po co związek ma płacić za kontrole? przecież można utrudnić życie uczciwym wędkarzom i jeszcze na tym zarobić. Myślę że i kontrolerom jest o wiele przyjemniej pływać, czy chodzić po łowiskach kiedy świeci słoneczko i jest milutko.Podyskutował bym jeszcze na temat tzw. stref ciszy, czyli ostoi. Są niezbędne, jednak czasami wyznaczone są w takich miejscach że należy powątpiewać czy zdają egzamin.Przykładem nich będzie chociaż betoniak przy moście Pontonierów. Sztuczny kanał z betonowym nabrzeżem, głęboki na 4 m przy brzegu ma być miejscem tarła dla jakiegoś gatunku? Nie! po prostu na mapce to ładnie wygląda i tyle...

 



 

Ponarzekałem sobie i trochę mi lżej. Na dodatek są takie kanałki o których beton zapomniał i właśnie tam można po długiej zimie pospiningować. Przed majówką to dobry trening. Choć do tej pory poza średnimi okoniami i czasami krasnopiórkami na małe gumki nic się nie trafiało, to zawsze adrenalinka.

 

Również w tym roku w pierwszej połowie kwietnia postanowiłem pobawić się delikatnym spinningiem. Odwiedzić swój ulubiony kanałek treningowy, posłuchać śpiewu wiosennych ptaków i pooddychać budzącą się do życia przyrodę. Jest to malownicze miejsce, kiedyś prawie martwe, jednak od kilku lat wracające do życia. Można trafić tu całkiem sporego lina, płoć i okonie. Leszcz żeruje o wiele szybciej niż na Regalicy. Fakt że nie jest za duży i ogólnie nie przekracza 1 kg. jednak dla tych, którzy co dziennie nie "łowią dla kota", to wystarcza. Zabaw w złap mnie i wypuść przede wszystkim,bo przecież to o to chodzi!

 

Tak więc uzbrojony w delikatny spinning, mały kręciołek na którym nawinięta żyłeczka 0,14 i paproszki 2-3 cm na 4 i 5 gramowych główkach. Oto mój oręż na wygłodniałe po zimie okonie.

 

Słoneczko przygrzewa, świergot cieszy moje uszy i ten zapach wiosennej wody. Tak rozmarzony obrzucam bezmyślnie brzegi kanałku, bez żadnej koncepcji, Rzucanie dla rzucania i niepohamowana chęć kontaktu z wodą. Po kolejnym rzucie postanawiam zmienić technikę i zamiast wleczenia paprocha, próbuje czegoś w rodzaju łowienia z opadu. Po kolejnym poderwaniu przynęty czuje delikatne puknięcie i jest na haku ryba. Nie stawia zbyt dużego oporu i wygląda na niedużego okonka. Jednak po doholowaniu zdobyczy do brzegu czuje wyraźny odjazd. To dziwne bo przecież wyglądało na lichotę, a po drugie jakaś nie typowa dla okonia ucieczka. Pozwalam się przeciwnikowi wyszaleć i nie spiesząc się, najdelikatniej jak potrafię podciągam zdobycz do powierzchni wody. Jakie było moje zdziwienie jak moim oczom ukazał się nie marny okonek, a 30 cm szczupaczek. Był dobrze zahaczony. Paproch wystawał na zewnątrz kaczego dzioba i tylko dlatego nie przegryzł mojej okoniowej żyłeczki.

 



 

Zdarzenie to przypomniało mi bardzo, bardzo dawne czasy, kiedy to na tym właśnie kanale łowiłem (jeszcze wówczas na żywca) swoje pierwsze jak mi się wówczas wydawało, ogromne szczupaki. Pływały tam (jak na taką małą głębokość kanałku)naprawdę ładne sztuki i często łowiąc linki obserwowałem nieziemskie widowiska. Rozbryzgującą się niespodzianie wodę podczas przepięknych ataków szalejących kaczodziobych. To miłe wspomnienia i podbierając do zdjęcia swoją zdobycz pomyślałem: Czyżby te czasy wróciły?

 

Tego dnia trafił się jeszcze jeden taki pod kilogram i cudowny, mój największy do tej pory sandaczyk. Szczerze mówią to nawet jeszcze takiego nie widziałem na oczy. A swoją drogą gdzie on się wybrał?

 



 

To był miły dzień, te trzy godziny nad wodą przyniosły ogromnie dużo radości, dały mi dużo do myślenia i co najważniejsze nadzieje. Wiarę w to że natura kolejny raz udowadnia że jest potężna, pełna miłych niespodzianek i podejrzewam że jeszcze wielokrotnie mnie zaskoczy. Tak sobie myślę że to dobrze że są takie miejsca, o który wie mało osób. Że są miejsca na których nie ma wielkiej presji i przyroda ma czas i możliwość się zregenerować i odrodzić na nowo.

 

Po takim zastrzyku adrenaliny nie mogłem się powstrzymać i następnego dnia również odwiedziłem swój kanałek. Zaopatrzony w ten sam zestaw do testowania wiosny i tym razem również woda była dla mnie łaskawa. Ogółem w przeciągu tygodnia złowiłem tam 9 szczupaczków. Ci którzy mnie znają wiedzą że każdy z nich, sfotografowany ugania się za drobnicą i rośnie na kolejne spotkanie. Bo przecież o to chodzi żeby gonić króliczka...

 



 

Kanałek w którym przez kilka kolejnych lat łowiłem o tej porze roku okonie, stał się żerowiskiem dla przedszkolnej części szczupaczej rodziny. Choć nie złowiłem żadnego okonia to uwierzcie mi że te 9 szczupaczków dało mi wielkiego kopa adrenaliny. Ktoś pomyśli że co to takie maluszki nie przekraczające kilograma. NO może i racja, żaden wyczyn. Jednak ktoś, kto holował na okoniowy, delikatny spinning, na cienką żyłeczkę i 2 cm paproch. Beż przysłowiowej stalki taką maskotkę, ten wie o czym mówię. Trzy kilowy sandacz nie daje takiego kopa jak te fruwające maluchy.

 

Na koniec powiem tak:
 

moja zabawa trwała równy tydzień. Nagle szczupaczki odpłynęły i tyle było je widać. Mam nadzieje że znajdą na głębokiej wodzie odpowiednie warunki do rozwoju i już jako dorosłe szczupaki postarają się o kolejne dzieci. Kolejne wojownicze maluch, które na takich kanałkach uganiają się za malutkimi paproszkami i uczą się czasami pokonywać siłę grawitacji. Próbują naśladować ptaki, fruwając nad taflą wody.

 

Wracając jeszcze do początku mojego opowiadania, to muszę dodać że choć nadal jestem zły. Zły że zarząd ogranicza czasowo, z winy kłusowników moje kontakty ze spinningiem, jednak z drugiej strony? Myślę że gdyby nie te ograniczenia to wiele miejsc podobnych do opisane kanałku, byłoby nie odkrytych. Nie wiem czy to dla natury dobrze, czy źle jednak dla mnie z pewnością bez takich kanałków byłoby nudniej. To właśnie takie przygody mnie nakręcają i dla nich warto żyć!!!

 



 

Pozdrawiam wędkarską brać, spinningistów szczególnie. Wszystkim wielu takich kanałków.


 

                          jurcys (Jurek Borus)

 

Tematy do dyskusji: POSZUKAĆ OKONIA

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wyszukiwanie

Kontakty

Jurek Borus

           

nazwa która pojawi się w chmurce po najechaniu myszką
www.wedkarstwotv.pl
tekst alternatywny


       

nazwa która pojawi się w chmurce po najechaniu myszką
nazwa która pojawi się w chmurce po najechaniu myszką
nazwa która pojawi się w chmurce po najechaniu myszką