SANDACZ PO ZMROKU;)

SANDACZ PO ZMROKU;)

 

Wielu wędkarzy na ogół kończy swoje wojaże nad wodą wraz z nadejściem zmroku i z poczuciem mniej, lub bardziej udanego wędkowania wraca do domku. Po zmroku kładzie główkę na mięciutkiej poduszce i często śni o minionym dniu. Jednak nad wodą a szczególnie pod nią niema poduszek. Choć prawdą jest że niektóre gatunki ryb też udają się na drzemkę, to nie wszystkie i właśnie o tych, które kochają nocne życie, warto napisać parę słów. Moją pasją jest spinning i właśnie dlatego skupię się w szczególności na łowieniu tą metodą nocnych sandaczy. Jest to nie jedyny drapieżnik, który po zmroku kiedy grzeczne rybki idą spać, rusza na łowy. Specjaliści od spraw żywieniowych ostrzegają że przejadanie się o późnej porze jest szkodliwe, jednak mętnooki ma to gdzieś. 
 

 

Jest wiele powodów dla których warto zarwać sen i ruszyć o zmierzchu nad wodę. Z moich doświadczeń wiem że po zmroku jeżeli już trafimy sandacza, to z pewnością nie będzie to maluch. Dla miłośników spokoju jest to prawdziwa gratka, totalna cisza i jak okiem sięgnął nikogo. Cała woda nasza, tylko my i nasza przygoda. Zachowując grobową ciszę, bo taka jest wymagana na łowisku w nocy, słyszymy własny oddech i życia toczące się w toni na naszych oczach. Odgłosów, jakie możemy usłyszeć w nocy nad wodą, raczej się nie zapomina i z pewnością nie jesteśmy w stanie wychwycić ich w dzień.

 

 




Choć uwielbiam łowienie sandacza w dzień metodą z opadu, to muszę powiedzieć że nocne łowy to już zupełnie inna bajka. Spinningiści którzy nocne przygody mają już za sobą, doskonale wiedzą o czym mówię. Z pewnością przyznają mi również rację jak powiem że kto raz złowił sandacza w nocy na spinning, ten zarwie wiele nocy żeby to przeżyć jeszcze raz. To nie łowienie przy dnie na ciężkie główki dzigowe, łowienie nocne to wobler i płycizna. To łowienie niemal z powierzchni lustra wody i zupełnie inna technika.
 

 

Skoro już zacząłem mówić o technice to może najpierw trochę o sprzęcie i naszym przygotowaniu do nocnego wypadu:
 

 

Zacznę może od tego że idąc na nocnego sandacza nie powinniśmy taszczyć ze sobą zabawek, których każdy szanujący się spinningista ma zawsze o wiele za dużo. Nasz plecak powinien być lekki i zawierać tylko naprawdę niezbędny zabawki. Sami też nie powinniśmy się stroić w zbędne patałaszki. Ubiór nocnego spinningisty powinien być ani za ciepły, ani za zimny. Zaoszczędzi to nam dźwigania dodatkowych klumprów, które mają to do siebie że często gdzieś się zapodziewają i zamiast w ciszy oddawać się polowaniu, szukamy zapodzianych ciuchów. Ważną sprawą jest również obuwie. Ja staram się nie zakładać gumiaków, czy woderów, no chyba że nabrzeże jest bagniste i niema innej opcji. Jednak jeżeli jest taka możliwość to zakładam miękkie cichobiegi, chociażby po to żeby moje ruchy na łowisku nie wywoływały zbędnego hałasu. Żerujące ryby są na płytkiej wodzie, dość blisko brzegu i najmniejszy nie naturalny odgłos może je wypłoszyć. Bardzo ważnym elementem naszego wyposażenia jest dobra lampka czołowa, która jest niezbędna. Pamiętać jednak należy że nie zapalamy jej niepotrzebnie, choćby po to żeby co parę minut sprawdzić godzinę. Wszystko co nie jest naturalne nad wodą, (a po zmroku naturalna jest ciemność) jest niewskazane i z pewnością nie pomoże nam w złowieniu ryby.

 

Teraz zajrzyjmy do naszego plecaka.

 

 

Pudełko, lub pudełka w których powinny znajdować się przede wszystkim woblery, bo to na nie łowimy w nocy. Musimy pamiętać że noc niesie ze sobą dość ekstremalne warunki, dlatego musimy tak poukładać nasze przynęty żeby się nie plątały. Szkoda czasu i nerwów na nocne motanie się z kłębowiskiem poplątanych kotwic. Nie potrzebujemy kilkudziesięciu wobków i dlatego warto się zaopatrzyć w pudełka z takimi przegródkami, gdzie będą woblery leżały pojedynczo. Wierzcie mi że to ułatwi nam życie. W niektórych sklepach wędkarskich można dostać specjalne plastykowe końcówki, w których umieszczamy kotwiczki i stosując takie możemy mieć pewność że nasza wyprawa nie zakończy się dawką nervosolu. W plecaku powinny się znaleźć podstawowe narzędzia spininngisy. Przede wszystkim szczypce służące do odhaczania ryb. Jednak ja swoje nosze na wierzchu, przyczepione do kamizelki i dzięki temu nie muszę w razie potrzeby grzebać w plecaku. Cały czas są pod ręką i w niczym nie przeszkadzają.

 

 




Skoro wspomniałem już że łowimy na woblery to dodam tylko tyle:

 

 

Biorąc pod uwagę że szukamy sandacza na wodzie płytkiej, niekiedy nawet 1,5 metrowej, musimy się zaopatrzyć w takie wobki, które nadają się do takich warunków. Nie będę wymieniał szczegółowych nazw i firm produkujących te woblery. Każdy musi dopasować sobie najbardziej sprawdzające się i łowne cacka. Jednak należ stosować i w moim przypadku sprawdzają się najlepiej woblery w wymiarach od 7 do 12 centymetrów. Pływające, lub nie schodzące poniżej jednego metra. Zawsze można dogiąć ster tak żeby uzyskać najlepsze efekty. Najbardziej sprawdzają się wobki przypominające swoim kształtem uklejkę. Dodatkowe efekty daje jeszcze wobler zaopatrzony w grzechotkę. Praca woblera musi mieć odpowiednią akcje. Nie może być za spokojna, sandacz reaguje na wytwarzaną fale akustyczną jaką wytwarzają linie boczne, dlatego wymagana jest dobra akcja. Wobler należy prowadzić dość wolno, czasami na chwile zatrzymując, tak jak gumę przy skokach. W tym i w tym przypadku to właśnie po takim zatrzymaniu, kiedy ponownie zaczynamy wolno skręcać linkę ( czy w przypadku łowienia w dzień z opadu, podrywamy gumę) następuje często branie. Można z tego wywnioskować że nocny sandacz podobnie jak okoń obserwuje swoją ofiarę, zanim ruszy do ataku.
 

 

Warto zabrać ze sobą na łowisko kilka obrotówek i szczególnie zaraz po zmroku spróbować obrzucić nimi wybrane łowisko. To też czasami się sprawdza i daje efekty.

 

 


 

 

Teraz kij i kołowrotek: 

 

 



 
Ja stosuje spinning firmy Konger z ugięciem parabolicznym ( nie polecam do nocnego łowienia na woblery wklejanek) Kij o długości 2,70, choć w niektórych sytuacjach przydał by się dłuższy. Ogólnie przedział 2,70 do 3,00 m i ciężarze wyrzutu 30 do 40g. Mój ma 30 g i rzadko mnie zawodzi. Jeżeli chodzi o kołowrotek to nie powinien być zbyt duży i przy okazji ciężki. Nie jesteśmy zmuszeni podczas nocnego spinningowania szukać ryb daleko, a więc nasze rzuty będą krótkie. Sandacze nie należą do zbyt odjazdowych ryb, dlatego kołowrotek, który pomieści 100 m żyłki 0,20 lub 0,22 , lub plecionki 0,12 (ja taką stosuje) wystarczy w zupełności. Ważny jest natomiast hamulec i system nawijania plecionki, te dwa czynniki muszą być naprawdę odpowiedniej klasy. Hamulec przedni z płynną regulacją (choć ja w swoim "Mikado"mam tylny i nie narzekam), ponieważ nigdy nie wiadomo z jakim przeciwnikiem przyjdzie nam się zmierzyć. System nawijania? - nikomu nie muszę opowiadać jak wkurzające jest rozplątywanie plecionki w ogóle, a wyobraźcie sobie taką czynność w nocy...

 

 



 

Skoro jesteśmy już odpowiednio ubrani, mamy względny porządek w plecaku i odpowiedni sprzęt do nocnego łowienia, czas postawić pytanie gdzie szukać nocnego rozbójnika?

 

 

Nikomu nie polecam przypadkowego wypadu w nieznane, choć nie wykluczone że taka wyprawa też może się zakończyć sukcesem. Dlatego należy trochę czasu poświęcić na obserwacje rzeki, na znalezienie odpowiednich miejsc przed wyprawą i wymarsz na gotowe. Musimy poszukać takich miejsc, które dla małych ryb, szczególnie uklejowatych będą nocnym hotelem, a dla sandacza stołówką. Będą to wszelkiego rodzaju płytkie przelewy, gdzie nurt zwalnia, kamieniste opaski, klatki między główkami, jak i same główki, pod warunkiem że głębokość na nich nie przekracza 2 m. Miejsca bezpośrednio przed warkoczami z mocniejszym nurtem i ich najbliższe sąsiedztwo. Biorąc pod uwagę fakt że sandacz nie jest zbyt chętny do dalekiej turystyki, nie należy pomijać miejsc w których mieliśmy dobre brania podczas dziennego połowu z opadu. Oczywiście łowimy na woblery, tylko tyle że nie szukamy sandaczy daleko na głębinach, w dołach w których przebywa za dnia, tylko staramy się go znaleźć bliżej brzegu. Technika jest taka jak na płytszych wodach. Prowadzimy wobler leniwie, jednak zawsze pod prąd, czasem go zatrzymując i tak do kontaktu z głodnym, nocnym łowcą.
 

 

Ogólnie mogę powiedzieć że wszystkie miejsca w których gromadzi się na noc drobnica, są dobre. Oby tylko dno miało podłoże kamieniste lub kamienisto-żwirowe, a przede wszystkim twarde, bez sypiącego się piasku. Miejsc z takim podłożem sandacz raczej unika. Nie należy również zapominać o naszym przyjacielu jazgarze. On także jest w nocy o wiele bardziej aktywny i zazwyczaj próbuje się pożywić między dużymi, drzemiącymi ławicami maluchów. Jest on jak wiadomo ulubionym przysmakiem sandacza i mętnooki poświęca mu szczególną uwagę.

 

 




Kiedy warto wybrać się nocą nad wodę?

 

 

Są tacy którzy twierdzą że najlepsze efekty nocnego sandaczowania przypadają na początek sezonu, w czerwcowe ciepłe noce. Nie sposób im odmówić racji, ponieważ faktycznie sandacz jest wygłodniały po zimie i zmęczony po tarle a małych ryb na głębinach jest niewiele. Żerowanie jest naprawdę bardzo intensywne, ale nie zapominajmy o tym że sandacze jedzą cały rok i dlatego każda pora roku jest dobra. Największe sandacze jakie widziałem w tym sezonie (szkoda że to nie ja je złowiłem) padły w lipcu i sierpniu, kiedy jego żerowanie jest stosunkowo słabe, albo żadne. Dlatego zawsze i o każdej porze roku warto próbować. Ryba ta zaskoczyła już nie jednego swoją nieprzewidywalnością i oby zaskakiwała jak najczęściej.

 

 

Życzę niezapomnianych chwil spędzonych nad nocną wodą i przysłowiowego połamania kija. A tym którzy szukają mocniejszych wrażeń życzę kontaktu z nocnym sumem żerującym na płyciźnie, ale to już inna bajka...

 

 

                  jurcys (Jurek Borus)
 

Tematy do dyskusji: SANDACZ PO ZMROKU !

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wyszukiwanie

Kontakty

Jurek Borus

           

nazwa która pojawi się w chmurce po najechaniu myszką
www.wedkarstwotv.pl
tekst alternatywny


       

nazwa która pojawi się w chmurce po najechaniu myszką
nazwa która pojawi się w chmurce po najechaniu myszką
nazwa która pojawi się w chmurce po najechaniu myszką