TAJEMNICE ZAPOMNIANEGO STARORZECZA
Starorzecze, o którym mowa w tytule nazywane przez nas od lat najmłodszych 'łachą' sytuowane jest bardzo blisko mojego rodzinnego podwórka. To właśnie przed tym zbiornikiem mama nas chroniła gdy stawialiśmy z bratem pierwsze kroki. Także tu pierwszy raz zarzucaliśmy swoje, własnoręcznie zrobione, prowizoryczne wędki. Z Kubą zawsze czuliśmy pociąg do przyrody a nieodparta chęć poskromienia pierwszej sztuki ciągnęła nas nad łachę niemal każdego dnia. Wychowywani z dala od sąsiadów niemal w totalnej dziczy od lat najmłodszych poznawaliśmy to niezwykłe łowisko. Jako, że łacha była niegdyś bardzo rybnym zbiornikiem, przyciągała liczne grupy wędkarzy, mięsiarzy i kłusowników. Nic dziwnego że na przestrzeni lat wytrzebiono ryby do tego stopnia, że z Kubą zaczęliśmy szukać szczęścia nieco dalej zapuszczając się nad Wisłę. Jednak z utęsknieniem czekaliśmy aż odrodzi się populacja karasków złocistych, linów, a nawet tak wszędobylskich 'japońców' bo i tych zaczęło brakować. Na domiar złego została przebudowana śluza przepuszczająca wodę z łachy do Wisły przez wał, w ten sposób, że poziom wody na stałe spadł o ponad metr. Od tamtej pory stopniowo coraz bardziej zbiornik zarastał a wędkarze i kłusownicy zaniechali zupełnie połowu ryb w tym bajorku. Do dnia dzisiejszego łacha uchodzi za totalne bezrybie i nawet przez pomyłkę nikt się nie zapuści w te strony.
Jednak starorzecze skrywa tajemnicę, której z Kubą nikomu nie wyjawiamy. Otóż populacja ryb na przestrzeni lat odrodziła się w znacznym stopniu. W ubiegłą niedzielę wzięliśmy z Kubą po piwku i udaliśmy się na kładkę, którą zbudowaliśmy w zimie 2005/06 roku. Ja w oczekiwaniu na ostatni ligowy mecz a Jakub na Busa do Warszawy postanowiliśmy sprawdzić czy lin już kończy tarło. To co zobaczyliśmy przeszło nasze najśmielsze oczekiwania i o tym poniżej.