Jak złowić karasia

Jak złowić karasia

 

 

 
KARAŚ (carassius carassius L) Słodkowodna ryba z rodziny karpiowatych.
 
 
 
 Karaś w naszych wodach występuje w dwóch odmianach i tak jest to karaś srebrny, zwany również japończykiem i druga odmiana to karaś pospolity. Jest rybą ogólnie rozpowszechnioną w naszych wodach i występuje w większości rzek, jezior i stawów. Osiąga długość 40 do 45 cm i może ważyć do 1,5 kg. Jego pożywieniem są denne bezkręgowce, szczególnie larwy ochotki, jednak czasem odżywia się niektórymi roślinami.
 
 
 
 
 Obie odmiany maja podobną budowę ciała i różnią się przede wszystkim ubarwieniem. Karaś ma krótki silnie wygrzbiecone ciało o masywnej budowie i bocznie ściśniętej sylwetce. Ciało karasia pokryte jest dużą, równo ułożoną łuską. jego płetwa grzbietowa jest bardzo długa, sięgająca prawie do nasady trzonu ogonowego. Górna jej krawędź jest wypukła, a ostatni twardy promień mocno pikowany (około 30 ząbków), podobnie jak ostatni twardy promień płetwy odbytowej. W niedużej głowie, mały otwór gębowy skierowany skośnie ku górze i uzbrojony w ustawione w jednym szeregu zęby gardłowe. Karaś ma grzbiet i boki brunatnozłociste z zielonkawym połyskiem a brzuch żółtawy lub biały. Płetwy piersiowe i brzuszne przy nasadach są lekko zaczerwienione. 
 
 
 
 
 Tarło karasia odbywa się w płytkich, gęsto porośniętych podwodną roślinnością przybrzeżnych wodach, gdzie samica składa przeciętnie około 200 000 jajeczek kleistej ikry o średnicy 1,5 mm. Ikra przyklejana jest do roślin, a okres inkubacji trwa od 5 do 7 dni. Tarło zaczyna się w maju i trwa do lipca. Ryba rośnie bardzo wolno i dojrzałość płciową osiąga w wieku 4 lat mierząc wówczas około 15 cm.
 
 
 
 Karaś nie jest odławiany przez rybaków, a nawet ze względu na swój mały wymiar, przy bardzo dobrym smaku uważana przez nich za "chwast" Poławiany natomiast jest bardzo chętnie przez wędkarzy i poza walorami smakowymi najbardziej szanowany jest za swoje ubarwienie i waleczność. Jest rybą wymagającą niezbyt głębokich wód, maksymalnie powinno się go szukać na głębokościach do 1,5 m. Przy czym ważne jest aby miejsce w którym szukamy karasia miało miękkie podłoże i było w dużym stopniu porośnięte roślinnością. To ryba nie gardząca żadnym pokarmem, jednak z mulistego dna wybierają wszelkie mięsne żyjątka. Szczególnie wiosną kiedy wody są ubogie w roślinność. Bardzo chętnie zamieszkiwanym przez te ryby są miejscówki, w których zatopione są gałęzie a nawet duże konary drzew. Miejscówki te spełniają dwojaką rolę. Są dobrym miejscem żerowania i zapewniają im ochronę. Są również rybami lubiącymi ciepłe promienie słońca i co za ty idzie ciepłą wodę. Na płyciznach potrafią godzinami wygrzewać swoje płetwy... i to właśnie tam najłatwiej je łowić.
 
 
 
 Padło magiczne słowo ŁOWIĆ !!! 
 
 
 
 Jednak zanim opiszę jak i za pomocą czego ja je łowię, parę słów o nęceniu. Tak właśnie o podkarmianiu karasia, bo dlaczego nie? Jest to taka sama ryba jak leszcz, lin czy karp i pewnie dlatego lubi być dopieszczana. Innymi słowy zwabiana w łowisko, w miejsce w którym zamierzamy je łowić.
 
 
 
 Podstawowe pytanie jakie zadaje się w takim przypadku, to czym nęcić? Jaka jest najlepsza zanęta? Odpowiedz jest niezmiernie prost, zanęta musi być dobra. Właściwie tyle! Jednak ja dopiszę kilaka słów bo przecież każdy marzy o tłuściutkim, ponad kilowym karasiu. To że takie pływają, znaczy jedynie tyle że karasie są żarłoczkami i potrafią zadbać o swoje brzuszki. Jak zwykłem pisać: "każdy ma a jeżeli nie to musi wypracować sobie swoją, najlepszą jego zdaniem zanętę" Powiem więcej, pomijając znaczenie słowa najlepszą, wystarczy że będzie skuteczna.
 

 

 




 

Ja używam gotowych mieszanek, (baz) przeznaczonych na ryby karpiowate. Raczej o niezadrobnej gramaturze i nie koniecznie tylko jednego, w jakiś szczególny sposób sprawdzonego producenta. Ważne żeby była gruba i lepiej na wody stojące. Markowość ma mniejsze znaczenie ponieważ wzbogacam te bazy po swojemu, tworząc swoją własną zanętę. Wspominałem że karasie są rybami mięsolubnymi, więc bez proteinek się nie obędzie. Taką podstawową porcję mięska stanowią białe robaki i pinka. Do takiej zanęt dodaje również składniki smakowe (polepszacze doznań) Najczęściej jest to wanilia, czasami karmel, a niekiedy nawet zwykły sproszkowany czosnek (tak czosnek,choć może trudno w to uwierzyć, że karasie również go lubią). Można kombinować z kilkoma smakowymi składnikami. Jednak tam gdzie do zanęty dodaje czosnek, nie dodaje słodkich smaków. Często przykładowo, przy użyciu bata łowię karasia na ciasto. Robię je właśnie z dodatkiem dość dużej ilości czosnku, jednak zanęta w tym przypadku jest wyjątkowo słodka. Oczywiście można to zastosować odwrotnie. Przy połowie na ciasto z czosnkiem, w moim przypadku sprawdza się doskonale zanęta o smaku miodowo migdałowym. Zresztą karaś podobnie jak lin jest racuchem i uwielbia wszelkie słodkie przekąski. Do zanęty można dodawać śrutę kukurydzianą i arachidową, rozdrobnione ziarna słonecznika. Mogą być pokruszone biszkopty, otręby pszenne lub płatki owsiane. Są w sprzedaży przeróżne gotowe smaki. Jednak najprościej w domowych warunkach pożądany smak można uzyskać, stosując takie składniki jak karmel, miód, cukier waniliowy czy też olejki zapachowe do pieczenia ciasta. Kombinacji jest tyle ile dostępnych składników. Nie należy bać się kombinacji, bo przecież tylko tak stworzymy najlepszą miksturę. Gotową już zanętę podajemy w małych kulkach i odpowiednich ilościach. Tam gdzie dno jest w miarę twarde, nie musimy silnie zgniatać naszych porcji. Nawet jak po opadnięciu na dno się rozpadnie, to i tak będzie widoczna dla ryb. Natomiast na dno muliste dobrze jest zanętę robić odrobinę mokrzejszą (bardziej kleistą), lub po prostu przed dodaniem wody, dosypać odrobinę gliny. Pamiętać należy jednak o tym ( tak jak w przypadku wszystkich ryb spokojnego żeru), żeby nęcić rozsądnie i nigdy ryb ściągniętych w łowisko nie przekarmić. 
 
 


 

 

 



 

 

Przynęty jakie stosuje, te podstawowe to cisto, pęczak i kukurydza a z mięsnych pinka i biały robak. Jednak naprawdę duże karasie, te przekraczające kilogram, nie pogardzą nawet rosówką. Oczywiście to nie wszystkie przynęty w jakich rozsmakowały się karasie, ale o tym nie będę się rozpisywał. W każdym łowisku ryby mają inne przyzwyczajenia, a my przecież nie chodzimy na ryby z jedną przynętą. Przynajmniej tak być powinno. Bo karasie też lubią zmiany i nigdy nie wiadomo jakie menu w danym dniu przyniesie najlepsze efekty.
 
 

 



 

 

Jest kilka metod łowienia karasi, włącznie z łowieniem z gruntu. Jednak ja skupić się chce na dwóch, które stosuje. Pierwsza i chyba bardziej prze zemnie ulubiona to łowienie na bata. Czy ma on 4 czy 7 m. zasady są takie same. Jeżeli chcemy się naprawdę pobawić z karasiem i na łowisku spędzić kilka godzin, to musimy wydać parę złoty więcej. Nie życzę nikomu trzymania przez pół dnia w ręku bata z włókna szklanego, kupionego za tanie pieniądze na jarmarku. Nie chodzi nawet o to że na taki wynalazek nic nie złowimy, bo dlaczego nie. Sam kiedyś na takie łowiłem i wyrabiałem sobie przy okazji mięśnie. Takie łoszędgo, dwa w jednym. Jednak dzisiaj mamy do dyspozycji węglowe baty piórka, których właściwie nie czuć w ręku, a mimo to mają ogromne możliwości. Z wiadomych przyczyn nie polecę żadnej firmy, jednak w takiego bacika musimy się zaopatrzyć.

 
 
 
 Do bata będzie potrzebna dobrej jakości agrafka, taka która przy obciążeniu około 2 kg, nie zamieni się w kawałek prostego drutu. Kształt i rodzaj zapięcia nie jest istotny, bo przecież nie będziemy zmieniać raz zapiętego zestawu. No chyba że go zerwiemy i będzie trzeba wymienić. Czas na dobór żyłki. Zacznę może od tego że w przypadku bata żyłka główna powinna być mniej więcej takiej długości jak sam bat. Dojdzie jeszcze przypon, jednak te kilkanaście centymetrów nie przeszkodzi w swobodnym zastawianiu zestawu. Celowo piszę zastawianiu, ponieważ łowienie na bata rządzi się trochę innymi prawami niż odległościóka. Właściwie batem nie zarzucamy, zestaw wstawiamy w łowisko i staramy się go nie przesuwać. Każde nerwowe podciąganie, podszarpywanie zestawu kończy się spłoszeniem żerujących w łowisku karasi. Do agrafki dowiązujemy żyłkę, o długości jak wspomniałem wyżej. Ja stosuje zazwyczaj dobrej firmy żyłeczkę o średnicy 0,14 mm i najczęściej jest to flluo. W zależności od łowiska możemy stosować różne kolory żyłek, jednak podstawowa zasada jest jedna. Żyłka musi być jak najmniej widoczna w wodzie. Powinna nie być zbyt rozciągliwa ponieważ szczytówka naszego bata jest dość elastyczna, choć zarazem sprężysta. Na niektórych łowiskach, jeżeli jest to możliwe możemy korzystać ze specjalnych amortyzatorów. Jednak jeżeli w wybranym przez nas łowisku mamy do czynienia z twardymi zaczepami, typu podwodne konary czy trzcinowiska, stanowczo odradzam.
 

 

 



 

 

Przypon w kolorze żyłki głównej o długości od 10 do nawet 25 cm. o średnicy 10 - 12 mm. i zakończony haczykiem ( wymiary i kształt zależny od wielkości karasi w łowisku i rodzaju przynęty) O haczyku słów kilka: Przede wszystkim proponuje używanie haczyków bezzadziorowych. Usilnie wierzę w to że większość wędkarzy uważa karasia za piękną rybę, jednak wyłącznie sportową i po złowieniu ją uwalnia. Raczej nie muszę tłumaczyć że takie haczyki mniej kaleczą rybę a przy tym są równie niezawodne jak normalne. Kształt haka zależy raczej nie od wielkości karasia, choć oczywiście też. Jednak przede wszystkim dopasowujemy go do przynęty jaką na niego zakładamy. Jeżeli chodzi o kolorystykę haczyków to raczej nie powinno się stosować złotych, błyszczących. Powód jest prost, powodują one pod wodą dzięki docierającym tam promieniom słońca różne rozbłyski. Nie jest to naturalne zjawisko dla karasi i raczej je płoszy. Dobre są wszelkie matowe, nawet i te żółte. 
 

 

 

 



 

 

Czas zająć się spławikiem. Najlepszy ze względu na swoją budowę jest moim zdaniem spławik typowy waagler. Jednak przy łowieniu na bata mocujemy go również na sztywno, po uprzednim dokładnym wygruntowaniu zestawu. Dobrze jest miejsce w którym powinien znajdować się nasz spławik, zaznaczyć. Robimy to markerem i służyć to ma temu, abyśmy nie musieli za każdym razem zastanawiać się czy grunt jest prawidłowy. Przy każdym zacięciu spławik ma tendencje do przesuwania, zmniejszania gruntu. Lecz dzięki widocznemu śladowi markera, zawsze przed kolejnym zarzuceniem z łatwością skorygujemy błąd. Jeżeli nie mamy tego typu spławików, a przecież kiedyś takich nie było i też się łowiło ładne karasie. Wystarczy przestrzegać jednej prostej zasady. Nie żadna bańka, bombka czy inny dziwoląg. Zwykły, prosty spławik w kształcie przysłowiowego ołówka. Taki który swoim kształtem będzie stawiał najmniejszy opór podczas brania ryby. Z moich doświadczeń najbardziej się sprawdza spławik o wyporności minimum 2 g. Można oczywiście jeżeli ktoś chce i się uprze stosować lżejsze zestawy. Jednak ja się uprę przy zaczynaniu od 2 g. a chodzi o to że przynęta powinna być podana idealnie w wybrane przez nas miejsce, a na dodatek szybko opaść na dno. Na łowisku podczas nawet leciutkiego wiaterku mieli byśmy kłopot z prawidłowym podaniem zestawu. Nawet na zamkniętym zbiorniku musimy się liczyć z podwodnymi prądami i dlatego lepiej zestaw odrobinę cięższy ( ale nie przesadzajmy...)
 

 

 

 




Ostatnim składnikiem naszego zestawu, oczywiście oprócz smacznego kąska dla ryby będzie obciążenie. Właśnie ołów, jaki, ile i dlaczego tak dziwnie? Ja stosuje pojedynczy ołów, założony jak najbliżej przyponu, oczywiście odpowiadający wartości spławika. Takie zamontowanie obciążenia jest o tyle dobre że bardzo szybko ściąga naszą przynętę na dno. Możliwe jest jednak tylko wówczas gdy na łowisku niema zbyt wybujałej roślinności. Jeżeli jest dziele wymagany ciężar na dwie lub trzy śruciny, jednak najcięższą zakładam zawsze najbliżej przyponu. Pozostałe w różnych odległościach od niej. Nasz zestaw po skompletowani powinien być tak wygruntowany żeby po zarzuceniu około 2 do 5 cm przyponu z przynętą leżało na dnie. Jednak jeżeli dno jest poryte, rozkopane przez karasie, to możemy tak ustawić zestaw że nasza przynęta będzie się z dnem stykała, lub znajdowała około 2 cm nad nim. Karaś niema ochoty z pozycji dna podziwiać chmur i dlatego nie zadziera głowy do góry. Jeżeli nasza przynęta będzie dyndać wyżej to on jej po prostu nie zauważy.

 

 




 

 

 

Tyle o bacie, jednak nie mogę się powstrzymać aby nie powiedzieć że najlepsze jest zawsze niemożliwe. Mówię oczywiście o łowieniu dużych karasi na zestawy przeznaczone dla maluszków. Ten gwizd naprężonej do granic wytrzymałości żyłki, jest nie do opisania. Jednak przy takiej zabawie zawsze musimy się liczyć ze stratami. Z drugiej zaś strony czy ktoś wie ile kosztują niezapomniane emocje?

 
 
 
 Drugą metodą jak już wspomniałem jest metoda odległościowa. Teleskopówka, pikeer, fedeer, wszystko można wykorzystać i połowić. A z pewnością nawet nałapać. Lecz historia jest podobna do tej jaką opisałem porównując bat węglowy z batem z włókna szklanego. Nada się ale nie będzie przyjemnie. W dzisiejszych czasach prawdziwe łowienie i płynącą z tego przyjemność zapewnić nam może jedynie prawdziwa matchówka. Jest to jak wiecie super skonstruowany, mający świetne parametry kij do dalekich rzutów, nawet leciutkimi zestawami. Wędka o sztywnym dolniku i szczytowej akcji, budowie umożliwiającej dalekie rzuty. Jednym słowem patyk wykluczający błędy techniczne, oczywiście po za tymi które popełnimy sami. Długość takiej wędki to od 3,60 m, choć ja skłaniał bym się w stronę 3,90, 4,00m. Czym dłuższy kij tym nasza manewrowość jest dokładniejsza, zacięcia prawidłowe, a sam hol zaciętej ryby łatwiejszy. Ciężar właściwy takiej wędki to 10 do 25 g. Na karasie może troszeczkę za mocno, ale przecież zawsze taka wędka może być wykorzystana do połowu innych, w tym nawet drapieżnych ryb. Choćby dużego okonia. Takie matchowe wędki są produkowane przez prawie wszystkie większe firmy i już dzisiaj nie są kolosalnie drogie. A biorąc po uwagę że świetnie się nadają do tej metody. Są lekkie i dzięki ich rozwiązaniom technicznym możemy nasz zestaw z dużą precyzją umieszczać w dowolnym miejscu łowisku. To naprawdę warto zainwestować i cieszyć się nie jeden sezon.
 

 

 



 

 

Kołowrotek też matchowy, taki ze szpulą do dalekich rzutów ułatwi nam życie. Nie musi być ani wielki, ani specjalnie silny. Nie musi też być wyposażony w niezliczoną ilość łożysk. Musi spełniać trzy podstawowe zadania. Pierwsze to musi posiadać już wspomnianą szpulę do dalekich rzutów. Szpule te mają specjalnie profilowane ranty, umożliwiające swobodne zsuwanie się żyłki. Druga bardzo wymaganą cechą kołowrotka powinien być hamulec z idealną regulacją. Trzecia to duże przełożenie, potrzebne do szybkiego ściągania zestawu z łowiska. Tyle o kołowrotku i aż tyle. No może jeszcze jedna zaleta by się przydała naszemu kołowrotkowi. Powinien być lekki!

 

 

 



 

 

Wszystko się porobiło matchowe. Wędki, kołowrotki, żyłki a nawet haczyki. Pewnie to dobrze, bo skoro coś wymyślone jest po to żeby nam ułatwić życie. Na dodatek jeszcze się sprawdza w rzeczywistość na łowisku. To dlaczego mamy z tego nie korzystać. Dlatego żyłka jaką proponuje użyć do metody odległościowej musi mieć ograniczoną rozciągliwość. Kolor dobrany do łowiska i co najważniejsze musi być tonąca. Już piszę dlaczego. Mało rozciągliwa dlatego żeby ułatwić nam zacinanie. Kolor musi mieć taki, który będzie w wodzie nie zauważalny dla ryby. Tonąca dlatego żebyśmy mogli utrzymać zestaw w miejscu przez nas wybranym. Dokładnie w tym miejscu gdzie wcześniej zanęciliśmy. Wyobraźcie sobie pływającą po wodzie żyłkę. Leciutki zestaw i nawet słaby wiatr. Zestaw pływałby wszędzie gdzie zawieje, tylko nie tam gdzie byśmy chcieli go utrzymać. Grubość żyłek, głównej i przyponówki podobnie jak w bacie. No może o jedno oko podniósł bym średnicę, choćby ze względu na większą odległość z jakiej będziemy holowali naszą zdobycz.
 
 
 
 
 Pozostał haczyk i spławik. Do haczyków opisanych przy bacie dorzucił bym faktycznie haki matchowe. Są tak skonstruowane że ułatwiają nam zacięcie na dużych odległościach i ograniczają spięcia ryby podczas holu. Wymiary i kształty pozostają bez zmian, każdy z łatwością dobierze odpowiednie w bogatej ofercie sklepowej. Jeżeli chodzi o spławik to w przypadku odległościówki musimy już stosować odrobinę droższe spławiki do metody odległościowej, czyli waaglery. Ułatwiają one życie i nie kosztują wielokrotności normalnego spławika. Ich pomysłowa budowa nie dość że idealnie pokazuje nawet delikatne brania. To kształty w jakich są produkowane i umiejscowienie obciążenia, ułatwiają nam w znacznym stopniu dalekie rzuty. Biorąc pod uwagę że w danym dniu na łowisku mogą panować różne warunki. Musimy się zaopatrzyć w kilka takich spławików, różniących się wypornością. Spławik ten montujemy na żyłce za pomocą agrafki i stopera, lub specjalnego, niedrogiego i gotowego do kupienia systemu "stonfo". Oba rozwiązania w prosty sposób umożliwiają nam w razie potrzeby wymianę spławika, czy zmianę gruntu. Montując spławik zawsze śrucinę lub śruciny dociążające spławik zakładam jak najbliżej przyponu. Jest to podobnie jak w bacie. Czyli jeżeli niema zielska, jedna śrucina jak najniżej. Jeżeli jest zielsko, dociążenie rozkładam na kilka mniejszych i mocuje na różnych wysokościach. Coś w rodzaju zestawu antysplątaniowego.
 

 

 

    

 

 

Cóż myślę że po łepku opisałem zestawy do obu technik. Nie mogę opisać jak w stosowaniu ich można zostać mistrzem i mieć spore sukcesy. Na to akurat każdy musi zapracować metodą prób i błędów. Tylko od nas samych zależy czy się sprawdzimy i czy karaś da nam popalić. Nie mało również zależy od łowiska, na jakie się wybierzemy. Te niestety każdy musi znaleźć sam i myślę że w każdej okolicy znajdziemy jakieś starorzecze, czy piękny staw, lub jezioro. Wystarczy się rozejrzeć, przygotować sobie miejsce. Wybrać i podkarmić tak żeby ryba się przyzwyczaiła wracać w to miejsce jak do supermarketu i łowić... Pamiętajmy jeszcze o naszych zabawkach. Przy odległościówce o procy, która ułatwi nam nęcenie na znacznych odległościach. Jednak najważniejszy jest dobry podbierak. Karaś po zacięciu zapada na chorobę zwaną nadpobudliwością. Jest bardziej ruchliwy i szybszy od pchły. Dlatego nie próbujmy podbierać go ręką, szczególnie tych dużych. Nie bierzmy ich do ręki podczas odhaczania w ogóle. Jest to tak żywa ryba że nie mamy szans jej utrzymać, żeby jej przy okazji nie zdusić. Jeżeli mamy traktować karasie jako ryby sportowe i chcemy je wypuszczać, należy podbierać podbierakiem. Położyć na trawie i wypiąć w podbieraku, również z niego rybę uwolnić. Podobnie jak w przypadku lina. Nie wypuszczamy bezpośrednio w łowisko, na którym ryba została złowiona żeby nie płoszyć innych. Jeżeli mamy zamiar (niestety) zjeść naszą zdobycz.Raczej nie wkładamy jej do siatki, zamoczonej w łowisku. Szczególnie przy połowie na krótkiego bata. Pamiętajmy również o tym że karasie ( i znów szczególnie te duże) mają podobną technikę brań jak liny. Nie koniecznie musimy czekać aż wystający, króciutki koniuszek ( bo wystawać, przy bacie powinno się 2 - 3 cm spławika) naszego spławika utonie. Jeżeli spławik wykazuje dziwne podrygi, lekkie przesunięcia to już może być sygnał do zacięcia. Jeżeli wydaje nam się że ryba bierze i nagle przestaje, to nie warto od razu sprawdzać stanu naszej przynęty. Czasami warto chwile zaczekać, bo karaś tak jak lin potrafi zostawić naszą przynętę, a po chwili wrócić i dokończyć dzieła. Wszystko to o czym piszę poznacie i zrozumiecie dopiero w bezpośrednim starciu z karasiem nad wodą. Ci natomiast którzy już to przerabiali, doskonale wiedzą że mała rybka, zwana karasiem, daje popalić !!!

 
 
 pozdrawiam
 
 
                                 
 
 
 
                                       jurcys (Jurek Borus)

 

 



 

Tematy do dyskusji: Karaś daje popalić

Nie znaleziono żadnych komentarzy.

Wyszukiwanie

Kontakty

Jurek Borus

           

nazwa która pojawi się w chmurce po najechaniu myszką
www.wedkarstwotv.pl
tekst alternatywny


       

nazwa która pojawi się w chmurce po najechaniu myszką
nazwa która pojawi się w chmurce po najechaniu myszką
nazwa która pojawi się w chmurce po najechaniu myszką